sobota, 18 stycznia 2014

Zupa śliwkowa

Bardzo stara książka bez fotografii. Książka, z której korzystała moja mama. Dania dzieciństwa, które czasem sobie przypominam: legumina, ruchanki, kotlety z żółtego sera i zupa śliwkowa. Kiedy mięso było na kartki, bardzo często gościły na naszym stole zupy owocowe z makaronem, albo lanymi kluskami. Wielki gar rozwodnionej zupy na kilka dni. Jagodowa, wiśniowa, truskawkowa, z suszu, brzoskwiniowa i śliwkowa. Mama śliwkową robiła częściej z wędzonych śliwek, pięknie pachnących, po które wysyłała mnie do warzywniaka. Pani pakowała je w obtłuszczone papierowe torebki, a ja nie mogłam się oprzeć, aby po drodze ich nie skosztować. Zupa miała kolor herbaty, podawana klarowna z lekko rozgotowanymi śliwkami i dużymi twardymi lanymi kluskami. Niezapomniana!
Jeśli nie znacie śliwkowej, spóbujcie koniecznie. Pokuście się o ugotowanie jej z wędzonych polskich śliwek, jeśli możecie takie dostać. Wasze dzieci ją pokochają.




 

2 komentarze:

  1. Smakowicie wygląda i pewnie jak to ze śliwkami bywa dobra na jelita, jakie śliwki dodawałaś? o tej porze roku to świeżych raczej nie ma - suszone?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego przepisu, tylko świeże lub mrożone.

      Usuń