Miałam cały słoik marynowanego imbiru i woreczek czarnego sezamu. Pozostały po moich przygodach z sushi. Oprócz tego pustki w lodówce, a zjeść coś trzeba. Uratowała mnie poczciwa marchew i tak powstał pomysł na azjatycką zupę z marchwi.
Uwielbiam przecieraną marchwiankę mojej mamy, więc i moja zupka stała się kremem.
Azjatycka marchwianka
Składniki na duży garnek:
1/4 kostki masła
ząbek czosnku
1/2 kg marchwi
1 pietruszka
1/8 selera
1/4 pora
5 plasterków marynowanego imbiru
1,5 l bulionu
sól, pieprz
czerwona papryka (słodka i ostra) - po 1/2 łyżeczki
gałązka maggi
curry
koperek (może być suszony - 1/2 łyżeczki)
łyżeczka cukru
kwaśna śmietana lub jogurt
czarny sezam
W granku roztopiłam na małym ogniu masełko. Dodałam pokrojony w plasterki ząbek czosnku. Marchewkę, obrałam, pokroiłam w plasterki. Pozostałą włoszczyznę dałam mrożoną, pokrojoną w słupki (tak jest szybciej) i całość dusiłam pod przykryciem na maśle przez 15 min., co jakiś czas mieszając. Gotową mieszankę włoszczyzny mam zawsze w zamrażarce. Czasem robię sobie takie zapasy i mrożę, aby móc później powiedzieć, że zupa gotowała się sama :)
Po 15 min. dodałam imbir, pół łyżeczki papryki słodkiej i ostrej, pół łyżeczki curry. W tym momencie dałam też pół łyżeczki koperku suszonego, a jeśli miałabym świeży, dałabym pół pęczka na sam koniec gotowania. Zalałam 1,5 l bulionu z kostki rosołowej, dodałam pieprz, sól, cukier, wrzuciłam gałązkę maggi. Pod koniec gotowania zawsze ją wyjmuję.
Rośnie takie zielsko u mnie w ogrodzie, w zielniku, wygląda i pachnie jak liście selera. Tata nazywa je "maggi", ale tak naprawdę nikt nie wie, co to właściwie jest. Daje potrawom podobny smak jak ta słynna przyprawa w płynie, ale jest od niej subtelniejsza. Suszę ją i mam przez całą zimę właśnie do zup. Dodaję zdjęcie, może ktoś będzie wiedział co to?
Po 30 minutach gotowania na małym ogniu warzywa powinny być miękkie. Zupka musiała przestygnąć i zmiksowałam ją blenderem na krem. Podałam ją na ciepło z kleksem kwaśnej śmietany i posypaną czarnym sezamem. Zupa pierna, o wielowarstwowym smaku, rozgrzała nas w śnieżny niedzielny wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz